Śmierć jest zwierciadłem, w którym odbija się sens naszej egzystencji.

 

Agnieszka Sikora

Tybetańska koncepcja śmierci

Jeśli będziesz rozmyślać nad kwestią śmierci i nietrwałości, zaczniesz nadawać sens swemu życiu.

 

Jego Świątobliwość XIV Dalajlama Tybetu

 

We wszystkich kulturach i systemach myślowych dają się zauważyć liczne podobieństwa w podejściu do problemu śmierci. Chyba najwyraźniejszym jest założenie, że nie ma absolutnej nicości. Zawsze po śmierci następuje jakiś rodzaj dalszej egzystencji. Jednak, tak naprawdę, nikt na świecie nie jest specjalistą w tej dziedzinie. Dla każdego człowieka ten temat stanowi zagadkę. Stosunek do śmierci większości ludzi charakteryzuje niepokój, strach, a w skrajnych przypadkach przerażenie. Choć przecież tak naprawdę dla nas żywych śmierć - jak powiedział Epikur - nie istnieje, bo kiedy my jesteśmy, nie ma śmierci, a kiedy jest śmierć, nie ma nas. Dlatego można powiedzieć, że każdy z nas jest kompetentny, aby przedstawić swoją wizję śmierci.

Każda kultura, jaką zrodziła nasza planeta zetknęła się z tym problemem. Od najdawniejszych czasów ludzie interesowali się faktem odejścia ich bliskich i próbowali konstruować takie wizje życia po śmierci, aby żyło im się łatwiej i spokojniej. Podstawowym elementem propagandowym wielu religii świata była zaś koncepcja zaświatów i samego momentu śmierci. Współczesna cywilizacja końca XX wieku nadbudowana została na poglądach, które swymi korzeniami sięgają starożytnych wierzeń z regionu Morza Śródziemnego oraz dorzecza Tygrysu i Eufratu. Już w tych najstarszych wierzeniach i mitach, które spisano około 4 tysiące lat temu przez Sumerów, śmierć przerażała ludzi. Strach przed nią towarzyszył także innym wierzeniom, które rozwinęły się tu przed powstaniem chrześcijaństwa.

Po okresie starobabilońskim na Bliskim Wschodzie pojawił się prorok Zoroaster, będący założycielem religii, która wywarła niesłychany wpływ nie tylko na rozwój chrześcijaństwa, ale również na rozwój wielu innych religii Wschodu, a przede wszystkim hinduizmu, islamu i buddyzmu. Opierał się na starych wierzeniach wedyjskich i nauczał, że podstawą tej religii jest wiara w istnienie dwóch sił rządzących światem - sił dobra i zła[1][1]. Eschatologiczne koncepcje wielkich religii Europy i Azji są powiązane ze sobą znacznie silniej, niż nam się to obecnie wydaje. Jednakże powód tego jest bardzo prozaiczny. Efektem rozpowszechnienia eschatologicznych stereotypów była sieć tysiąca szlaków handlowych przecinających te dwa kontynenty. Również hordy "dzikich" wojowników i żołnierzy wielkich armii przemierzający drogi i ścieżki starożytnych miast i miasteczek, były swoistym transportem dla mitów, legend, wierzeń a także religii.

I może właśnie dlatego, z dala od wielkich religii Europy, z dala od wielkich wojen, wysoko za murem Himalajów, w tybetańskich klasztorach, przyklejonych do stromych i ośnieżonych zboczy gór, wyrosła zupełnie inna kultura wraz ze swoją odrębną religią. Nauczanie kolejnych etapów ścieżki ku oświeceniu przyszło do Tybetu z Indii. Buddyzm nie był bowiem znany w Tybecie przed VIII wiekiem. Jednakże już w IX wieku na tyle się rozpowszechnił, że król Lang-dar-ma zakazał jego praktykowania i zamknął klasztory będące głównymi ośrodkami nauczania. W XI wieku do Tybetu przywędrowały dwie szkoły praktykowania buddyzmu: sutra, czyli ścieżka oddania się studiom i praktyce prowadzącym do oświecenia poprzez wiele wcieleń oraz tantra - praktyki, dzięki którym osiągnięcie oświecenia jest możliwe w jednym wcieleniu[1][2]. Przez wiele lat Tybetańczycy sprzeczali się między sobą nie mogąc znaleźć wspólnej drogi. W celu pojednania sprowadzono do Tybetu nauczyciela z Indii, gdzie obie szkoły współistniały bezkonfliktowo. Efektem jego pobytu w tybetańskich klasztorach była napisana tam Latarnia na ścieżce ku oświeceniu, która miała streszczać w sobie ogrom nauk buddyjskich przystosowany dla ludu tybetańskiego. W XV wieku inny już nauczyciel Tsong-kha-pa zebrał wiedzę ludu tybetańskiego w księdze zatytułowanej Lam Rim (czyli Etapy ścieżki ku oświeceniu)[1][3]. Jego praca zaś stała się podstawą współczesnego buddyzmu tybetańskiego i łączy w sobie obie szkoły. Stanowi również rdzeń nauk obecnego XIV Dalajlamy.

Jak w wielu innych religiach, również w buddyzmie tybetańskim wiele miejsca poświęca się problemowi śmierci. Śmierć i umieranie wyznaczają płaszczyznę, na której spotykają się tradycja i osiągnięcia nauki. Jednakże jedną z najważniejszych nauk Buddy jest kontemplacja śmierci. W oczach Tybetańczyków cywilizacja Zachodu nie rozumie śmierci i nie wie, co dzieje się podczas procesu umierania. Wielu ludzi żyje nie myśląc o niej lub wręcz przeciwnie wpada w obsesyjne przerażenie. Nawet mówienie o śmierci nie jest w "dobrym guście". A przecież wielkie duchowe tradycje świata, w tym i chrześcijańska, mówią nam, że śmierć nie jest końcem. Współczesna cywilizacja jest, dla wyznawców tybetańskiego odłamu buddyzmu, duchową pustynią, gdyż ludzie nie posiadają prawdziwej wiary w życie po śmierci i wiodą egzystencję najeżoną egoistycznymi celami. Radą na taki stan rzeczy ma być zasadnicza zmiana w naszym nastawieniu wobec śmierci i umierania.

Budda nauczał, że nie musimy czekać na bolesną śmierć i nie jesteśmy skazani na wędrówkę ku nieznanemu. Możemy szukać sensu swego życia każdego dnia. Każda chwila może być szansą na zmianę i przygotowaniem do spotkania ze śmiercią i wiecznością. W buddyzmie bowiem życie i śmierć postrzega się jako jedność, w której koniec jednego z etapów jest tylko początkiem drugiego. Zaś śmierć jest zwierciadłem, w którym odbija się sens naszej egzystencji. Te poglądy stanowią rdzeń nauk najstarszej szkoły buddyzmu tybetańskiego, a przedstawione są w Tybetańskiej księdze umarłych.

Budda powiedział, że spośród wszystkich pór roku na orkę najlepsza jest jesień, spośród wszystkich rodzajów opału najlepszy jest krowi nawóz, a spośród wszystkich rodzajów świadomości najlepsza jest świadomość nietrwałości i śmierci. Śmierć jest pewna, choć nie ma pewności, kiedy nastąpi, nie jesteśmy nawet pewni tego, czy obudzimy się następnego dnia[1][4]. Zatem najlepszym, co możemy uczynić, według Tybetańczyków, to przygotować się na najgorsze. Ziemskie sprawy nie mają większego znaczenia i poświęcanie im całej naszej uwagi to marnotrawienie czasu i sił. Przyszłość jest w naszych rękach. Zatem możemy doświadczać cierpień, odradzając się pod inną niż ludzka postacią, możemy osiągnąć wyższą formę odrodzenia i wreszcie możemy osiągnąć stan oświecenia. Mamy odpowiedzialność i mamy możliwość zadecydowania i określenia, jakie będzie nasze przyszłe życie. Zatem powinniśmy ćwiczyć umysł, by nie zmarnować swego życia - nawet przez jeden miesiąc czy dzień - i przygotowywać się do nadejścia śmierci.

Według nauk buddyzmu tybetańskiego rozmyślanie nad kwestią śmierci i nietrwałości nadaje sens życiu. Świadomość tego nieuchronnego faktu, a także jego kontemplacja przynoszą wielkie korzyści. Oddalanie od siebie zaś tych myśli stanowi poważną przeszkodę w samodoskonaleniu się i prowadzi do przywiązania do sławy, zamożności i dobrobytu. Powoduje także, że człowiek umiera dławiony strachem i żalem. Takie odczucia zaś mogą zepchnąć go na niższe poziomy egzystencji. Ucieczka od kontemplacji śmierci sprawia też, że gdy ona w końcu nadchodzi, ludzie są zaskoczeni i całkowicie nieprzygotowani. Praktyka buddyjska zaleca, aby nie ignorować nieszczęść, lecz akceptować je i stawiać im czoło, przygotowując się na nie już od samego początku; kiedy więc faktycznie doświadcza się jakiegoś cierpienia, nie wydaje się ono tak zupełnie nie do zniesienia. Prozaiczne unikanie problemu nie pomoże w jego rozwiązaniu, a może go nawet powiększyć. Tybetańczycy mówią, że jeśli ktoś ma się udać w podróż po bardzo niebezpiecznym i groźnym obszarze, powinien się przedtem zorientować, jakie niebezpieczeństwa mogą tam na niego czyhać i w jaki sposób sobie z nimi poradzić. Bardzo nierozsądnym zaś jest nie myśleć o nich wcześniej. Taką podróżą jest w ich oczach również przejście przez wrota śmierci [1][5].

Kiedy przychodzi śmierć, pomóc człowiekowi może jedynie współczucie i zrozumienie natury rzeczywistości. Z tego też powodu jest bardzo ważne, aby ustalić, czy istnieje życie po śmierci. Według nauk buddyzmu tybetańskiego dowodem istnienia przeszłych i przyszłych wcieleń jest istnienie obecnej świadomości człowieka. Uważa się, że przed obecną świadomością, istniała również jakaś świadomość, gdyż pierwszy przebłysk świadomości w naszym obecnym życiu nie pojawia się bez przyczyny. Podobnie nie rodzi się on z czegoś stałego bądź nieożywionego. Obecną chwilę świadomości poprzedza coś wyraźnego i obdarzonego mocą poznania - poprzednia chwila świadomości. Najstarsze księgi buddyjskie utrzymują, że nie jest możliwe, aby owa pierwsza chwila świadomości w naszym obecnym życiu mogła pochodzić z innego, niż poprzednie wcielenie, źródła. A umysł naszego obecnego wcielenia pochodzi z umysłu poprzedniego wcielenia i stanowi przyczynę sprawczą dla umysłu kolejnego wcielenia.

W Tybecie mówi się, że śmierć to chwila prawdy lub że umierając stajemy wreszcie twarzą w twarz z samym sobą. Dlatego jednym z podstawowych aspektów śmierci, akcentowanych przez nauczycieli tybetańskich jest stan, w jakim znajduje się umysł umierającego człowieka. Ważne bowiem jest, aby cechowała go szlachetność i przepełniały pozytywne myśli, gdyż każda chwila jest ważna i nawet ostatnie myśli mogą mieć wpływ na otrzymanie następnego wcielenia. Osoby dobrze przygotowane do śmierci, o pozytywnym nastawieniu do świata w momencie śmierci mogą mieć wrażenie, że wychodzą z ciemności w kierunku światła i widzieć piękne obrazy, uspakajające ich, co w rezultacie spowoduje, że nie będą odczuwały cierpienia [1][6]. Osoby przepełnione goryczą, żalem i nienawiścią mogą odczuwać natomiast trawiące ich gorąco i mieć wrażenie, że zapadają się w ciemność. Moment śmierci będzie zatem dla nich bolesny [1][7].

Tybetańczycy wierzą, że po śmierci człowiek przechodzi w stan pośredni, zwany bardo. Ciało w tym stanie ma wiele niezwykłych właściwości. Obdarzone jest na przykład wszystkimi zmysłami fizycznymi, co powoduje, że wygląda identycznie jak istota, w którą wcieli się w następnym wcieleniu. Okres trwania w tym stanie wynosi siedem dni. Jeżeli po tygodniu istota w stanie pośrednim znajdzie się w odpowiednich okolicznościach, narodzi się ponownie na odpowiednim poziomie egzystencji. Jeśli to nie nastąpi, wówczas będzie musiała umrzeć powtórnie "małą" śmiercią i znów przejść w stan pośredni. Może się to powtarzać siedem razy, lecz po czterdziestu dziewięciu dniach istota pośrednia nie może już dłużej pozostawać w tym stanie i musi się narodzić bez względu na to, czy jej się to podoba, czy nie. Sogjal Rinpocze - twórca Tybetańskiej księgi życia i umierania - zauważa, że większość ludzi wierzy w reinkarnację jako odradzanie się "czegoś", co wędruje z życia na życie. Buddyzm nie wierzy jednak w niezależny i niezmienny byt, taki jak dusza czy ego, który przeżywa śmierć ciała. Zdaniem Tybetańczyków ciągłość między żywotami zapewnia nie jakiś byt, lecz najsubtelniejszy poziom świadomości.

Śmierć jest niewątpliwie formą cierpienia. Jednak celem ludzkiej egzystencji nie jest pomnażanie cierpień własnych i innych istot. Człowiek nie umie i nie powinien żyć w samotności, gdyż nikt z nas nie jest samotną wyspą na oceanie. Dlatego gdy ktoś umiera w Tybecie, natychmiast zbierają się krewni i przyjaciele, spontanicznie wyciągając do siebie pomocne dłonie. Z miłością i niezwykłą szczerością udzielają duchowego wsparcia rodzinie zmarłego. W rok po śmierci odprawiają ceremonie ofiarne, by uczcić jego odrodzenie. Tybetańczycy nigdy nie zapominają o umarłych. W ich imieniu składają ofiary na ołtarzach, podczas szczególnych uroczystości proszą o modlitwy w ich intencji oraz odbywają pielgrzymki do kosmologicznego centrum wszechświata znajdującego się w górach Tybetu, gdzie wspólnie kontemplują śmierć.

Jak bardzo odmienna jest zatem koncepcja śmierci społeczeństwa zachodniego i koncepcja mieszkańców tego dalekiego kraju. Opętani fałszywymi nadziejami, marzeniami i ambicjami zachowujemy się według Tybetańczyków, jak ludzie poszukujący wody na pustyni. Współczesna cywilizacja, która wyrosła przecież na urodzajnym gruncie, teraz wydaje się zapędzona w ślepy zaułek. Pogoń za pieniędzmi i dobrobytem zepchnęła na dalszy plan coś tak nierealnego jak śmierć. Tybetańczycy apelują jednak, aby traktować życie poważnie. Nie oznacza to jednak konieczności życia w himalajskim klasztorze. Celem człowieka jest znalezienie równowagi, harmonii. Jednakże tylko akceptacja i kontemplacja śmierci może przynieść spokój umysłu i radość życia. Dlatego może charakterystyczną cechą Tybetańczyków jest rozświetlający twarze uśmiech i promieniujący od nich spokój.

[1] Zob. A. K. Turner, Historia piekła, Gdańsk 1996, s. 18-20.

[2] J.Ś. Dalajlama, Droga do wolności. Rdzeń nauk buddyzmu tybetańskiego, przekł. S. Musielak, Poznań 1998, s. 13.

[3] Zob. tamże, s. 11-28.

[4] Tamże, s. 49.

[5] J.Ś. Dalajlama,Radość życia i umierania w pokoju. Rdzeń nauk buddyzmu tybetańskiego,przekł. P. Jankowski, Poznań 1998, s. 48-56.

[6] J.Ś. Dalajlama,Przebudzenie umysłu, rozświetlanie serca. Rdzeń nauk buddyzmu tybetańskiego, przekł. Joanna Grabak, Poznań 1998, s. 164-165.

[7]Tegoż,Radość życia ..., op. cit., s. 57-62.

Źródło: http://www.anthropos.us.edu.pl/anthropos1/teksty/tybeta.htm

Ilustracja: https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Aw._Hieronim_pisz%C4%85cy